Niechęć do działania i odkładanie zadania na później
Od kilku tygodni prowadzę sesje medytacyjne dla swoich współpracowników.
Wszyscy na tym korzystamy. Oni relaksują się i poznają techniki samoobserwacji.
Ja przekraczam swoje ograniczenia i uwalniam się z napięć bazujących na samoocenie opartej na opinii innych.
Małymi krokami rozwijam sesje prowadzone. Próbuję nowych rzeczy, zbieram feedback, wprowadzam drobne zmiany. Nasze sesje pomału, naturalnie ewoluują.
Rozpoczęcie prowadzenia sesji poprzedzał mój wykład na temat medytacji.
Tak żeby każdy mógł zyskać początkowy kontekst niezbędny do rozpoczęcia praktyki.
Wykład ten został nagrany. Po jego obejrzeniu doszedłem do wniosku, że nie jest najlepszej jakości :)
Trochę chaotycznie go poprowadziłem.
Chciałbym aby inni w łatwy sposób mogli też z tą wiedzą się zapoznać, ale ta forma... ehhh.
Postanowiłem zrobić kolejny wykład.
Okazało się, że jest to dla mnie trudniejsze niż za pierwszym razem.
Skoro sesje się już odbywają nie mam wystarczającej mobilizacji.
Niechęć do podjęcia się tego zadania urosła znacznie i zaczęła mnie przytłaczać.
Po przeanalizowaniu sytuacji doszedłem do wniosku, że chwycę byka za rogi i się z nim rozprawię.
Problem jest oczywisty.
Powstrzymuje mnie wizja, że stworzenie wykładu będzie bardzo trudne.
Na samą myśl robi mi się niedobrze - autentycznie pojawiają się niemiłe odczucia w ciele.
Czuję, że nie zrobię tego dobrze a chciałbym zrobić to idealnie.
Te perspektywy miażdżą mój zapał i zrobienie wykładu odkładam z dnia na dzień.
Skoro już wiem gdzie jest przyczyna to czas opracować lekarstwo.
Dziś już jest na to późno... ale jutro...
Następny wpis pokaże czy mi się udało, czy może to byk chwycił mnie za jaja!
Wszyscy na tym korzystamy. Oni relaksują się i poznają techniki samoobserwacji.
Ja przekraczam swoje ograniczenia i uwalniam się z napięć bazujących na samoocenie opartej na opinii innych.
Małymi krokami rozwijam sesje prowadzone. Próbuję nowych rzeczy, zbieram feedback, wprowadzam drobne zmiany. Nasze sesje pomału, naturalnie ewoluują.
Rozpoczęcie prowadzenia sesji poprzedzał mój wykład na temat medytacji.
Tak żeby każdy mógł zyskać początkowy kontekst niezbędny do rozpoczęcia praktyki.
Wykład ten został nagrany. Po jego obejrzeniu doszedłem do wniosku, że nie jest najlepszej jakości :)
Trochę chaotycznie go poprowadziłem.
Chciałbym aby inni w łatwy sposób mogli też z tą wiedzą się zapoznać, ale ta forma... ehhh.
Postanowiłem zrobić kolejny wykład.
Okazało się, że jest to dla mnie trudniejsze niż za pierwszym razem.
Skoro sesje się już odbywają nie mam wystarczającej mobilizacji.
Niechęć do podjęcia się tego zadania urosła znacznie i zaczęła mnie przytłaczać.
Po przeanalizowaniu sytuacji doszedłem do wniosku, że chwycę byka za rogi i się z nim rozprawię.
Problem jest oczywisty.
Powstrzymuje mnie wizja, że stworzenie wykładu będzie bardzo trudne.
Na samą myśl robi mi się niedobrze - autentycznie pojawiają się niemiłe odczucia w ciele.
Czuję, że nie zrobię tego dobrze a chciałbym zrobić to idealnie.
Te perspektywy miażdżą mój zapał i zrobienie wykładu odkładam z dnia na dzień.
Skoro już wiem gdzie jest przyczyna to czas opracować lekarstwo.
Dziś już jest na to późno... ale jutro...
Następny wpis pokaże czy mi się udało, czy może to byk chwycił mnie za jaja!