Kompulsywne objadanie się - w poszukiwaniu korzenia uwarunkowania
Od kilku lat obserwuję u siebie zaburzoną relację z jedzeniem.
Nigdy wcześniej nie zauważałem żadnych dysharmonii w tej płaszczyźnie. Jadłem kiedy tego potrzebowałem. Może czasem się objadałem, ale nie miałem z tego powodu dolegliwości fizycznych czy wyrzutów sumienia. Od raz na jakiś czas zjadłem trochę więcej.
Nie troszczyłem się za bardzo to co jadłem. Nie koniecznie to było zdrowe jedzenie.
Czasy młodości rządziły się innymi priorytetami.
I to właśnie jest kluczowe.
Gdy nie przywiązywałem wagi do swojej diety to czas poświęcałem innym rzeczom - relacjom, rozrywce, swoim hobby, rozwojowi zawodowemu.
Gdy wszedłem głębiej na drogę rozwoju świadomości, doświadczyłem lekkiego jedzenia na pierwszym kursie medytacji to wiele się zmieniło.
Zacząłem bardziej uważać na to co jem. Odstawiłem mięso. Eksperymentowałem z różnymi dietami.
Dodatkowo w wyniku rozpoczęcia procesu oczyszczania umysłu przez Vipassanę zaczęły wypływać na powierzchnię nieuświadomione uwarunkowania (przynajmniej na tą chwilę tak uważam).
Pojawiło się wielka ochota by jeść zdrowo i smacznie. Momentami zrobiła się z tego obsesja.
Aktualnie jem 3 posiłki dziennie. Gdy nadchodzi ich pora to czuję lekkie podekscytowanie. Cieszę się, że będę jeść coś smacznego. Cieszę się na przyjemne doznania jakich będę doświadczać.
W tym nie ma jeszcze nic strasznego. Do momentu gdy to jeszcze mną nie dominuje.
Ale właśnie takie przypadki się zdarzają.
Kończę posiłek. Jestem najedzony. Czuję, że moje ciało przyjęło wystarczającą porcję jedzenia. Mimo to czuję wielką ochotę by jeszcze coś zjeść. Najbardziej coś słodkiego. Gdy się skuszę na jakiegoś smakołyka to ochota na dojadanie dalej rośnie.
Najczęściej kończy się to niemiłym przejedzeniem i wyrzutami sumienia.
Paskudna sprawa.
Rok temu przeprowadziłem swoją pierwszą głodówkę oczyszczającą.
Doznałem wielkiego przebudzenia jak ludzie są uwarunkowani przez kult jedzenia. Jak sam siedzę w tym po uszy.
Od tego czasu raz na kilka tygodni przeprowadzam jednodniową głodówkę.
Jest to doskonały sposób żeby na nowo przyjrzeć się swojemu uwarunkowani kulinarnemu ;)
Doświadczyć przeróżnych irytacji związanych z niskim poziomem energii oraz doznać do bólu wyraźnych ograniczeń ciała fizycznego.
Kolejna sposobność, żeby nabrać pokory wobec swoich możliwości, a gdy zaczynam wychodzić z głodówki doświadczyć wdzięczności za wspaniałą możliwość jedzenia zdrowych rzeczy.
Ale takie procesy nie oczyściły mnie jeszcze z ataków kompulsywnego jedzenia.
Pozwalają ocknąć się i nie zapędzać się zbyt daleko w spożywczym folgowaniu. Na nowo spojrzeń na swoją relację z jedzeniem i uświadomić sobie powtórnie, że w tej kwestii jest jeszcze wiele do zrobienia.
I tak dzisiaj dzień przed jednodniową głodówką odczuwam słabość ducha.
Już wczoraj zjadłem więcej niż planowałem. A dziś przejedzenie się byłoby bardzo niekorzystne i obciążające psychicznie.
Miałem ochotę zjeść już mimo tego, że wiedziałem, że to niekorzystne dla mnie i chodzi tu tylko o zaspokojenie pragnienia doświadczenia przyjemności zmysłowych.
Miałem wewnętrzny dialog, cały czas byłem blisko złamania się.
Postanowiłem wykorzystać jedną z technik, którą poznałem w książce "Powrót do zmysłów" - mapowanie umysłu
Na kartce napisałem:
A potem myśli, które się pojawiały w umyśle:
Sama rozpoczęcie mapowania umysłu odpaliło rolę obserwatora, włączyło mocną tożsamość zdeterminowanego Jogina Vipassany :) Od razu wiedziałem, że już się nie poddam, z chęcią zapisywałem kolejne myśli, pozytywne, negatywne, bez znaczenia, bez oceniania, przez przywiązania, bez identyfikacji.
To tylko myśli, za to dużo mówiące o moim umyśle.
Kolejna zawartość wypłynęła na powierzchnię i została uświadomiona.
Mały sukces można by powiedzieć.
Ale to dopiero mała gałązka. Do korzenia, prawdziwego źródła mojej dysharmonii z jedzeniem jeszcze daleko/głęboko.
Chyba dzięki temu wpisowi zaczynam czuć radość, że jutro nie będę jeść cały dzień.
Zostanę poddany próbie. Doświadczę spadku energii i bardzo cennych okazji żeby przyglądać się jak drobne sprawy będą budzić moją irytację.
Kolejne wspaniałe chwilę, żeby uświadomić sobie uwarunkowania umysłu.
Kolejne szanse żeby się obmyć z tych uwierających przylgnięć...
Nigdy wcześniej nie zauważałem żadnych dysharmonii w tej płaszczyźnie. Jadłem kiedy tego potrzebowałem. Może czasem się objadałem, ale nie miałem z tego powodu dolegliwości fizycznych czy wyrzutów sumienia. Od raz na jakiś czas zjadłem trochę więcej.
Nie troszczyłem się za bardzo to co jadłem. Nie koniecznie to było zdrowe jedzenie.
Czasy młodości rządziły się innymi priorytetami.
I to właśnie jest kluczowe.
Gdy nie przywiązywałem wagi do swojej diety to czas poświęcałem innym rzeczom - relacjom, rozrywce, swoim hobby, rozwojowi zawodowemu.
Gdy wszedłem głębiej na drogę rozwoju świadomości, doświadczyłem lekkiego jedzenia na pierwszym kursie medytacji to wiele się zmieniło.
Zacząłem bardziej uważać na to co jem. Odstawiłem mięso. Eksperymentowałem z różnymi dietami.
Dodatkowo w wyniku rozpoczęcia procesu oczyszczania umysłu przez Vipassanę zaczęły wypływać na powierzchnię nieuświadomione uwarunkowania (przynajmniej na tą chwilę tak uważam).
Pojawiło się wielka ochota by jeść zdrowo i smacznie. Momentami zrobiła się z tego obsesja.
Aktualnie jem 3 posiłki dziennie. Gdy nadchodzi ich pora to czuję lekkie podekscytowanie. Cieszę się, że będę jeść coś smacznego. Cieszę się na przyjemne doznania jakich będę doświadczać.
W tym nie ma jeszcze nic strasznego. Do momentu gdy to jeszcze mną nie dominuje.
Ale właśnie takie przypadki się zdarzają.
Kończę posiłek. Jestem najedzony. Czuję, że moje ciało przyjęło wystarczającą porcję jedzenia. Mimo to czuję wielką ochotę by jeszcze coś zjeść. Najbardziej coś słodkiego. Gdy się skuszę na jakiegoś smakołyka to ochota na dojadanie dalej rośnie.
Najczęściej kończy się to niemiłym przejedzeniem i wyrzutami sumienia.
Paskudna sprawa.
Rok temu przeprowadziłem swoją pierwszą głodówkę oczyszczającą.
Doznałem wielkiego przebudzenia jak ludzie są uwarunkowani przez kult jedzenia. Jak sam siedzę w tym po uszy.
Od tego czasu raz na kilka tygodni przeprowadzam jednodniową głodówkę.
Jest to doskonały sposób żeby na nowo przyjrzeć się swojemu uwarunkowani kulinarnemu ;)
Doświadczyć przeróżnych irytacji związanych z niskim poziomem energii oraz doznać do bólu wyraźnych ograniczeń ciała fizycznego.
Kolejna sposobność, żeby nabrać pokory wobec swoich możliwości, a gdy zaczynam wychodzić z głodówki doświadczyć wdzięczności za wspaniałą możliwość jedzenia zdrowych rzeczy.
Ale takie procesy nie oczyściły mnie jeszcze z ataków kompulsywnego jedzenia.
Pozwalają ocknąć się i nie zapędzać się zbyt daleko w spożywczym folgowaniu. Na nowo spojrzeń na swoją relację z jedzeniem i uświadomić sobie powtórnie, że w tej kwestii jest jeszcze wiele do zrobienia.
I tak dzisiaj dzień przed jednodniową głodówką odczuwam słabość ducha.
Już wczoraj zjadłem więcej niż planowałem. A dziś przejedzenie się byłoby bardzo niekorzystne i obciążające psychicznie.
Miałem ochotę zjeść już mimo tego, że wiedziałem, że to niekorzystne dla mnie i chodzi tu tylko o zaspokojenie pragnienia doświadczenia przyjemności zmysłowych.
Miałem wewnętrzny dialog, cały czas byłem blisko złamania się.
Postanowiłem wykorzystać jedną z technik, którą poznałem w książce "Powrót do zmysłów" - mapowanie umysłu
Na kartce napisałem:
Chcę zjeść coś smacznego, słodkiego
A potem myśli, które się pojawiały w umyśle:
- chcę przyjemnych doznań
- mam jeszcze miejsce w brzuchu
- kawowy deserek z musli - mniam...
- widzę na stole kawę, chcę wypić coś smacznego, może koktajl albo kakao
- będę miał przepełniony brzuch
- ociężałość
- poczucie winy
- satysfakcja z niepoddania się
- obserwacja pragnienia bez reagowania to mocna praktyka - Vipassana
- rozwijam zrównoważony umysł
- jutro chcę pościć
- chcę to opisać na blogu
Sama rozpoczęcie mapowania umysłu odpaliło rolę obserwatora, włączyło mocną tożsamość zdeterminowanego Jogina Vipassany :) Od razu wiedziałem, że już się nie poddam, z chęcią zapisywałem kolejne myśli, pozytywne, negatywne, bez znaczenia, bez oceniania, przez przywiązania, bez identyfikacji.
To tylko myśli, za to dużo mówiące o moim umyśle.
Kolejna zawartość wypłynęła na powierzchnię i została uświadomiona.
Mały sukces można by powiedzieć.
Ale to dopiero mała gałązka. Do korzenia, prawdziwego źródła mojej dysharmonii z jedzeniem jeszcze daleko/głęboko.
Chyba dzięki temu wpisowi zaczynam czuć radość, że jutro nie będę jeść cały dzień.
Zostanę poddany próbie. Doświadczę spadku energii i bardzo cennych okazji żeby przyglądać się jak drobne sprawy będą budzić moją irytację.
Kolejne wspaniałe chwilę, żeby uświadomić sobie uwarunkowania umysłu.
Kolejne szanse żeby się obmyć z tych uwierających przylgnięć...